czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział czwarty

Po południu zatrzymaliśmy się, by odpocząć i coś zjeść. Niestety tym razem nie było żadnej polanki w pobliżu i musieliśmy zadowolić się przestrzenią między drzewami. Miało to też swoje plusy, bo dzień był wyjątkowo upalny, tak więc odpoczynek w cieniu był czymś, czego oboje naprawdę pragnęliśmy. Nawet jeśli żadne z nas się do tego nie przyznało.
Usiadłam pod drzewem i przymknęłam oczy. Czekało mnie jeszcze niewielkie polowanie, ale musiałam chwilę odetchnąć. Zaczęłam żałować, że nie złapałam niczego w drodze, wtedy moglibyśmy od razu zająć się przygotowywaniem posiłku.
Uchyliłam nieco powieki i zobaczyłam, że Sasuke siedział pod drzewem na przeciwko mnie. Ramiona oparł o zgięte w kolanach nogi i uważnie przyglądał się otoczeniu. Pewnie nasłuchiwał czy na pewno jesteśmy sami i nikt nie przeszkodzi nam w odpoczynku.
Po kilku minutach wstałam, otrzepałam ubrania i przeciągnęłam się. W brzuchu burczało mi coraz głośniej i to był znak, by w końcu zabrać się do pracy.
— Idę zapolować — poinformowałam Sasuke. — Postaram się wrócić szybko.
— Jasne. Ja poszukam czy w pobliżu jest jakieś źródło wody — zaproponował. — Powinno być.
Uśmiechnęłam się, by wyrazić swoją aprobatę i po chwili wskoczyłam na drzewo. Małe zwierzątka może nie były bardzo widoczne z takiej odległości, ale na pewno nie wyczuwały zbliżającego się zagrożenia. Mogłam w ten sposób rozejrzeć się zwierzyną, a następnie zaatkować z zaskoczenia.
Tego dnia jednak nie miałam szczęścia. Albo część lasu, w której się znajdowaliśmy mi nie sprzyjała. Poza niewielkimi ptaszkami oraz wiewiórkami, które skakały radośnie z gałęzi na gałąź nieopodal mnie, nie było tu nic godnego uwagi. Pustki. Miałam już schodzić na ziemię, by lepiej przyjrzeć się podłoży i z niego wywnioskować, w którą stronę ruszyć, kiedy w krzakach na przeciwko zauważyłam jakieś poruszenie. Zamarłam i w napięciu oczekiwałam na dalszy rozwój sytuacji. Coś tam było i miałam ogromną nadzieję, że jest to coś, co będziemy mogli zjeść. Wstrzymałam oddech i uważnie obserwowałam zarośla.
Nagle zza liści wyłonił się śmieszny ryjek, potem cała głowa, przednie nogi, a następnie reszta ciała. Dzika świnia! I to jaka ogromna! Gdyby udało mi się ją złapać, to mielibyśmy prawdziwą ucztę! Pewnie nawet by coś zostało na wieczór. Nie mogłam zaprzepaścić takiej okazji.
Poczekałam jeszcze chwilę, aż świniak całkiem wyjdzie z krzaków. W ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie, nieprzerwanie niuchał ściółkę w poszukiwaniu czegoś, najprawdopodobniej jedzenia. Kiedy zbliżył się do drzewa, na którym siedziałam, spięłam mięśnie i skoczyłam na niego, powalając na ziemię. Zwierzę kwiknęło głośno i rozpaczliwie, próbując wyrwać się z mojego uścisku. Nie miałam najmniejszego zamiaru mu na to pozwolić. Mocno objęłam nogami jego tułów, ścisnęłam za ryjek, by przestał tak kwilić i odchyliłam jego głowę do tyłu. Drugą ręką wyciągnęłam kunai z worka. Zacisnęłam oczy i starając się o tym nie myśleć, podcięłam świni gardło. Było to dość brutalne, jasne, jak każde zabijanie, ale przecież trzeba jakoś przeżyć, nie?
Znalazłam w worku kawałek sznurka i związałam nim raciczki świni. W ten sposób łatwiej będzie ją nieść. Podniosłam ciężkie ciało i ruszyłam w drogę powrotną.
Nawet nie byłam świadoma tego, jak bardzo oddaliłam się od naszego niewielkiego obozowiska. Poruszanie się w koronach drzew było znacznie wygodniejsze i szybsze niż na ziemi, taszcząc przy tym obiad. Miałam tylko nadzieję, że Sasuke będzie na mnie czekał.
Powrót zajął mi prawie czterdzieści minut. Kiedy dotarłam na miejsce, Sasuke siedział już przy rozpalonym ognisku. Co mnie zdziwiło, nad płomieniami znajdował się jakiś garnek, w którym radośnie bulgotała woda. Po jej powierzchni pływały różne listki. Domyśliłam się, że postanowił przygotować nam coś do picia innego niż zwykła woda. Nie spodziewałam się tego po nim!
— Patrz, co znalazłam! — powiedziałam z dumą, rzucając obok niego wielkie cielsko świni. — Będzie co jeść!
— Długo cię nie było. — Nie skomentował mojej zdobyczy, ale podszedł do martwego zwierzęcia, by przyjrzeć mu się uważnie. — Dobra robota. Nie spodziewałbym się, że dasz sobie z nim radę.
— Chyba sobie kpisz! — odpowiedziałam. — Może i jestem dziewczyną i może daleko mi do bycia dużą, ale o jedzenie umiem się zatroszczyć! Lata w samotności mnie tego nauczyły.
Nic więcej mi nie odpowiedział, za to w milczeniu zabrał się za przyrządzanie mięsa. Widoczne postanowił, że skoro ja upolowałam i przytargałam to wielkie zwierzę, to on też musi pokazać, że coś umie. Typowy mężczyzna. Pewnie i tak tylko poporcjuje, a samo gotowanie zostawi mi.
Miałam jednak chwilę na odpoczynek, usiadłam więc przy ognisku i zajrzałam do garnuszka. Przyjrzałam się wszystkim listkom i kwiatkom, pływającym w wodzie i w myślach pochwaliłam kuzyna za wybór. Napar powinien dodać nam sił i wzmocnić nas przed dalszą podróżą.
Uśmiechnęłam się na myśl, jak wszystko idealnie się układa. Co prawda dopiero zaczęliśmy wspólną podróż, ale już było widać, że towarzystwo kogoś tej samej krwi ma na nas dobry wpływ. Ułożyłam się na trawie i spojrzałam w niebo, częściowo zasłonięte gałęziami drzew. Ciekawe jak długo to potrwa?
Nawet nie zauważyłam, że zasnęłam. Obudziło mnie mało delikatne szturchnięcie. Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą twarz Sasuke.
— Masz — powiedział, podając mi kawałek upieczonego już mięsa. Czyli jednak zrobił sam! Co za miła niespodzianka.
— Dzięki! Padam z głodu. — Odebrałam od niego posiłek, po czym wgryzłam się w soczystą dziczyznę. To był zdecydowanie najlepszy posiłek od kilku dni. No, może nie licząc pomidorów na śniadanie.
Najedliśmy się do syta, wypiliśmy napar i po krótkim odpoczynku po posiłku byliśmy gotowi do dalszej drogi. Uporządkowaliśmy miejsce naszego niewielkiego biwaku i zebraliśmy swoje rzeczy. Przyznam, że chętnie zostałabym w tamtym miejscu do następnego dnia, ale wiedziałam, że bezczynne siedzenie nie ma większego sensu. I wtedy przypomniałam sobie, co obiecał mi Sasuke!
— Hej! — zatrzymałam go, kiedy już miał ruszać w drogę. — Obiecałeś, że będziesz mnie trenował. Po posiłku.
— Cholera — mruknął. Najwidoczniej też o tym zapomniał. — Nie powinniśmy zatrzymywać się tu dłużej... Ale udowodniłaś, że coś umiesz. Zabijając tę świnię.
— Czyli co? Przed pójściem spać, mała walka? — zaproponowałam.
— Czemu nie — zgodził się i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się kącikiem ust, jakby sam nie wierzył w całą tę sytuację, po czym machnął na mnie ręką. — Chodź już dalej.
Bez zbędnego pośpiechu ruszyłam za nim.

3 komentarze:

  1. KURDEBELE, PIERWSZA.
    CZUJĘ, ŻE TO BĘDZIE SUPER ROZDZIAŁ. ZARAZ PRZECZYTAM, BO BĘDZIE SUPER, SUPER! <3
    LUF! OMG! WOW.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG. ZACIUKAŁA ŚWINIAKA D: smuteq. Cierpię. Świniaki powinny żyć! I ROZWIŃ WĄTEK Z BLONDYNEM! PLISSS!
      Luf, całuję, weny <3. Życzę Tobie!

      Usuń
  2. Super, chcę nexta! <3

    OdpowiedzUsuń