niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział pierwszy

To był jeden z tych nielicznych dni, kiedy musiałam pokazać się wśród ludzi. Od ponad dwóch tygodni nie wyściubiałam nosa spoza gałęzi, a musiałam w końcu dowiedzieć się czy zmierzam w dobrym kierunku. Szukanie kogoś, kto błąka się po świecie bez stałego miejsca zamieszkania jest niezwykle trudne. Szczęście, że nawet nie wiedział o moim istnieniu i nie ukrywał się jakoś specjalnie, a przynajmniej nie przede mną.
Nigdy nawet nie skupiałam się na tym, jakie wioski odwiedzam, ani kim są ludzie, którzy w nich mieszkają. Dopóki nie robili mi problemów, było mi absolutnie wszystko jedno.
Postanowiłam skorzystać z okazji i wybrać się na targ — zawsze miło było urozmaicić sobie dietę, o produkty, których nie można było znaleźć w lesie. Kręciłam się między straganami, oglądając najróżniejsze warzywa i owoce, od czasu do czasu korzystając z nieuwagi sprzedawców i wsuwając pojedyncze sztuki do kieszeni. Ludzie mogą być naprawdę naiwnymi idiotami.
Rozkoszowałam się właśnie zapachem dorodnego pomidora, kiedy do moich uszu dobiegło znajome nazwisko.
— Chodzą słuchy, że Uchiha kręci się w okolicy naszej wioski — mówił jakiś starszy mężczyzna. Domyśliłam się, że chodzi mu o mojego kuzyna, w końcu nikt nie wiedział o moim istnieniu.
— Słyszałem, że po wojnie uspokoił się nieco — odpowiedział drugi, nieco młodszy od pierwszego. — Podróżuje sam i już nie szuka zemsty. Chociaż nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy...
— A prawda, prawda... — Pokiwał głową staruszek, po czym obaj odeszli od straganu.
To była moja szansa! Najlepsza, a być może i jedyna, okazja by w końcu spotkać kuzyna!
Czym prędzej wsunęłam do długiego rękawa dwa duże pomidory i spokojnym krokiem oddaliłam się z targu. Pierwsza zasada złodzieja — nie uciekaj z miejsca rabunku, choćby się waliło i paliło.
Dopiero kiedy znalazłam się w odpowiedniej odległości, puściłam się biegiem przed siebie. Jako że wychowałam się sama i z dala od innych ninja, moja kontrola nad chakrą nie była na mistrzowskim poziomie. Udało mi się opanować kilka podstawowych technik oraz obudzić Sharingana, ale poza tym, bardzo odstawałam od innych shinobi. Zdawałam się głównie na instynkt i to mnie ratowało w wielu sytuacjach. Czasem czułam się jak pół-człowiek pół-zwierzę.
Skupiłam się na otoczeniu, próbując odnaleźć ślad chakry, która mogłaby wydawać mi się znajoma. W końcu kiedyś go spotkałam, prawda? A do tego byliśmy spokrewnieni, więc coś musiało łączyć nasze chakry.
Jednak pomimo moich usilnych starań nie wyczułam żadnej obecności. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o tym, że najlepsi ninja potrafili doskonale ukryć swoją chakrę. Mi to przychodziło już naturalnie — życie w lesie i unikanie dzikich zwierząt ma swoje plusy. Pewnie dlatego w pierwszej chwili nie przyszło mi do głowy, że Sasuke też mógł tak zrobić.
Wskoczyłam na drzewo, uznając, że prędzej dostrzegę coś z tej wysokości niż z ziemi. Szukałam jakiegokolwiek śladu obecności człowieka. Przeskoczyłam na kilka kolejnych gałęzi, aż w końcu postanowiłam usiąść w jednym miejscu i czekać. Noce w tej okolicy były całkiem chłodne, Sasuke musiał rozpalić ognisko, jeśli nie chciał zamarznąć. A Uchiha nie cierpią chłodu, to jedna z tych kilku rzeczy, które zapamiętałam z dzieciństwa o naszym klanie.
Godziny mijały, a słońce chyliło się ku zachodowi. To był mój czas. Zwiększyłam czujność, wspięłam się na czubek drzewa i zaczęłam rozglądać po okolicy.
— Jest! — wykrzyknęłam do siebie kilkadziesiąt minut później, kiedy dostrzegłam niewielką wstęgę dymu pnącą się w górę.
Zeszłam kilka gałęzi w dół i z niesamowitą prędkością pognałam przed siebie. Serce waliło mi mocno z podekscytowania oraz niewielkiego niepokoju. A co jeśli to nie był on? Co jeśli był to zwykły wędrowiec, który nie miał nic wspólnego z Uchihami? Musiałam to jednak sprawdzić, żeby się dowiedzieć. W myślach błagałam wszystkich bogów oraz bóstwa, by to jednak był on, mój kuzyn, jedyny pozostały przy życiu Uchiha, nie licząc mnie.
Zwolniłam, kiedy poczułam zapach palonego drewna. To był znak, że jestem już blisko. Pokonałam jeszcze kilka metrów, aż w końcu znalazłam się na skraju niewielkiej polany. A tam, pod jednym z drzew, siedział mężczyzna. Czarne nieco dłuższe włosy i blada cera. Liczne warstwy materiału, które miał na sobie skutecznie zakrywały jego ciało, ale mimo to dało się dostrzec, że nie ma on lewej ręki. Byłam pewna, że gdyby tylko otworzył oczy, to dostrzegłabym głęboką czerń tęczówek. Dokładnie taką jak u mnie.
Nie było wątpliwości, to był Sasuke Uchiha, mój kuzyn.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zbliżyłam się do niego. Nawet się nie ruszył, ale to w końcu nic dziwnego, ukrywanie się opanowałam do perfekcji, a do tego dalej znajdowałam się na drzewie.
Spięłam mięśnie i skoczyłam.
Wylądowałam tuż obok niego, niezwykle cicho.
— Ha! — wykrzyknęłam, wybudzając go z jego drzemki. — Znalazłam cię!
W następnej chwili leżałam na ziemi, a jego ciało dociskało mnie do ziemi, nie dając szans na ucieczkę. Na szyi czułam zimne ostrze kunaia. Ups?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz