piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział piąty

Reszta dnia upłynęła nam w sumie bez większych rewelacji. Szliśmy spokojnym krokiem dalej, nigdzie się nie spiesząc. Próbowałam wciągnąć Sasuke w rozmowę, ale dupek nie dał się, zbywając moje pytania pojedynczymi sylabami czy prychnięciami. Jak niby mieliśmy się poznać i sobie zaufać, jeśli on nawet nie wykazywał żadnej inicjatywy? Miałam nadzieję, że po prostu potrzebował czasu, żeby się przede mną otworzyć.
Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby opowiedzieć mu o sobie nieco więcej, ale dość szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Rozmawianie było w porządku, ale od monologowania wolałam trzymać się z daleka. A to pewnie by się na tym skończyło, a następnego dnia straciłabym głos. Jeśli mój kuzyn chciał milczeć, to ja też mogłam.
I to było nawet całkiem przyjemne, tak iść z kimś w ciszy przez las. Zupełnie co innego niż podróżowanie samemu. Mimo że nie byliśmy przyjaciółmi, ani nawet nie znaliśmy się dobrze, to była między nami jakaś niewielka więź, która sprawiła, że droga się nie dłużyła i szło się dobrze. To na pewno wszystko dzięki uchihowskiej krwi płynącej w naszych żyłach. Jednak rodzina to rodzina.
Kiedy promienie słoneczne, które przedzierały się do nas między gałązkami drzew zrobiły się nieco bardziej pomarańczowe, postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg. Potrzebowaliśmy nieco większej polany, jeśli dodatkowo chcieliśmy przeprowadzić niewielką walkę. Weszliśmy głębiej w las, a ja wyostrzyłam wszystkie swoje zmysły, by móc poprowadzić nas do odpowiedniego miejsca.
Takie na szczęście było bardzo blisko i rozkładaliśmy swoje rzeczy, kiedy słońce jeszcze widniało na niebie. Co prawda już dość nisko, ale jednak!
— No — mruknął Sasuke, odwracając się do mnie. — To pokaż co tam umiesz.
— Chwila! Najpierw mała rozgrzewka! — Uśmiechnęłam się i pobiegłam truchtem między drzewa.
Miałam zamiar wykorzystać wszystkie swoje umiejętności, a w to wchodził atak z zaskoczenia, a to było niemożliwe, kiedy staliśmy na przeciwko siebie.
Zrobiłam kilka okrążeń ramionami, skłonów oraz przysiadów, rozciągnęłam mięśnie szyi oraz nóg. Kiedy poczułam, że jestem gotowa, wskoczyłam na drzewo i cicho ruszyłam w stronę naszego obozowiska.
Sasuke siedział pod drzewem z zamkniętymi oczami. Albo znudził się czekaniem i postanowił mnie zignorować, albo... wręcz przeciwnie. Wyciągnęłam kunai i rzuciłam w niego, jednocześnie przeskakując zwinnie na kolejne drzewa. Tak jak przypuszczałam, Sasuke złapał broń, kiedy ta była tuż tuż od jego ciała. Uśmiechnęłam się z ulgą, że jednak nie olał mnie i postanowił poważnie podejść do naszej niewielkiej walki. Wiedziałam jednak, że atak z góry na nic się nie zda, tym bardziej, że mój kuzyn niedługo potem aktywował Sharingana. Trzeba było zaatakować z bliska. Nie cieszyło mnie to aż tak bardzo, bo nie brałam zbyt często udziału w bezpośredniej walce na krótki dystans, ale nie miałam teraz innego wyjścia. Zeskoczyłam z drzewa i wylądowałam tuż za plecami Sasuke, wyciągając rękę z kunaiem w jego stronę. On jednak musiał mnie wyczuć, bo w ostatniej chwili uciekł, znikając mi z oczu. Po chwili pojawił się, próbując zaatakować mnie pięścią. Ha! Powinien wiedzieć, że na mnie to za mało! Szybko wykonałam unik, zwinnie uciekając pod jego ramieniem, jednocześnie celując w zamkniętą dłonią w jego splot słoneczny. Tym razem byłam szybsza i trafiłam go. Sasuke cofnął się kilka kroków, widziałam jak mocniej zaciska zęby, prawdopodobnie zdziwiony, że udało mi się go dosięgnąć. I wtedy rozpoczęła się prawdziwa walka. Ja byłam nieco szybsza i zwinniejsza, ale brakowało mi techniki. A Sasuke... Cóż, mój kuzyn w walce był wręcz idealny. Wszystkie jego ruchy były niesamowicie precyzyjne i dopracowane, nic nie pozostawił szczęściu. Każde kiwnięcie palcem musiało być perfekcyjne. I było. Aż miałam ochotę usiąść i popatrzeć z boku na to jak walczy, ale to nie był na to czas.
Czułam, że przegram, ale mimo to nie miałam zamiaru się poddać, o nie. Skupiłam się bardziej i całą sobą pogrążyłam w pojedynku.
Panował półmrok, kiedy zagapiłam się na Sasuke, zastanawiając, jak on do cholery, wykonał jeden ruch z taką precyzją. I to mnie niestety zgubiło, bo chwilę później leżałam już przygnieciona do ziemi, a mój kuzyn przyduszał mnie przedramieniem.
— Wygrałem — szepnął.
Kiwnęłam głową, klepiąc go w ramię, by dać mu znak, że akceptuję taki wynik i może już mnie puścić. On jednak patrzył mi w oczy, nawet minimalnie nie zmniejszając nacisku na moją krtań. Cholera, chyba nie chciał mnie teraz zabić?!
Uniosłam kolano z zamiarem uderzenia go między nogi, kiedy ten w końcu puścił mnie i usiadł obok. Wciągnęłam głośno powietrze, rozmasowując szyję.
— Dupku! — wychrypiałam. — Dlaczego to zrobiłeś?!
Nie odpowiedział, tylko przyglądał mi się uważnie w milczeniu, uspokajając swój oddech.
— Całkiem niezła jesteś — burknął w końcu niechętnie. — Chociaż sporo ci jeszcze brakuje.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, czując, że taka pochwała z jego ust to bardzo dużo.
— To co? Pomożesz mi w treningu? — zapytałam.
— Mhm — zgodził się. — Nie mam innego wyjścia. Nie będę przecież ciągle ochraniał twojego tyłka.
Po krótkim odpoczynku zjedliśmy resztki mięsa dzika i ułożyliśmy się do snu. Czułam, że dzięki tej niewielkiej walce Sasuke się do mnie bardziej przekonał i byłam na dobrej drodze do zdobycia jego zaufania. A potem będziemy mogli już podbijać świat i szerzyć sławę Uchihów!

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział czwarty

Po południu zatrzymaliśmy się, by odpocząć i coś zjeść. Niestety tym razem nie było żadnej polanki w pobliżu i musieliśmy zadowolić się przestrzenią między drzewami. Miało to też swoje plusy, bo dzień był wyjątkowo upalny, tak więc odpoczynek w cieniu był czymś, czego oboje naprawdę pragnęliśmy. Nawet jeśli żadne z nas się do tego nie przyznało.
Usiadłam pod drzewem i przymknęłam oczy. Czekało mnie jeszcze niewielkie polowanie, ale musiałam chwilę odetchnąć. Zaczęłam żałować, że nie złapałam niczego w drodze, wtedy moglibyśmy od razu zająć się przygotowywaniem posiłku.
Uchyliłam nieco powieki i zobaczyłam, że Sasuke siedział pod drzewem na przeciwko mnie. Ramiona oparł o zgięte w kolanach nogi i uważnie przyglądał się otoczeniu. Pewnie nasłuchiwał czy na pewno jesteśmy sami i nikt nie przeszkodzi nam w odpoczynku.
Po kilku minutach wstałam, otrzepałam ubrania i przeciągnęłam się. W brzuchu burczało mi coraz głośniej i to był znak, by w końcu zabrać się do pracy.
— Idę zapolować — poinformowałam Sasuke. — Postaram się wrócić szybko.
— Jasne. Ja poszukam czy w pobliżu jest jakieś źródło wody — zaproponował. — Powinno być.
Uśmiechnęłam się, by wyrazić swoją aprobatę i po chwili wskoczyłam na drzewo. Małe zwierzątka może nie były bardzo widoczne z takiej odległości, ale na pewno nie wyczuwały zbliżającego się zagrożenia. Mogłam w ten sposób rozejrzeć się zwierzyną, a następnie zaatkować z zaskoczenia.
Tego dnia jednak nie miałam szczęścia. Albo część lasu, w której się znajdowaliśmy mi nie sprzyjała. Poza niewielkimi ptaszkami oraz wiewiórkami, które skakały radośnie z gałęzi na gałąź nieopodal mnie, nie było tu nic godnego uwagi. Pustki. Miałam już schodzić na ziemię, by lepiej przyjrzeć się podłoży i z niego wywnioskować, w którą stronę ruszyć, kiedy w krzakach na przeciwko zauważyłam jakieś poruszenie. Zamarłam i w napięciu oczekiwałam na dalszy rozwój sytuacji. Coś tam było i miałam ogromną nadzieję, że jest to coś, co będziemy mogli zjeść. Wstrzymałam oddech i uważnie obserwowałam zarośla.
Nagle zza liści wyłonił się śmieszny ryjek, potem cała głowa, przednie nogi, a następnie reszta ciała. Dzika świnia! I to jaka ogromna! Gdyby udało mi się ją złapać, to mielibyśmy prawdziwą ucztę! Pewnie nawet by coś zostało na wieczór. Nie mogłam zaprzepaścić takiej okazji.
Poczekałam jeszcze chwilę, aż świniak całkiem wyjdzie z krzaków. W ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie, nieprzerwanie niuchał ściółkę w poszukiwaniu czegoś, najprawdopodobniej jedzenia. Kiedy zbliżył się do drzewa, na którym siedziałam, spięłam mięśnie i skoczyłam na niego, powalając na ziemię. Zwierzę kwiknęło głośno i rozpaczliwie, próbując wyrwać się z mojego uścisku. Nie miałam najmniejszego zamiaru mu na to pozwolić. Mocno objęłam nogami jego tułów, ścisnęłam za ryjek, by przestał tak kwilić i odchyliłam jego głowę do tyłu. Drugą ręką wyciągnęłam kunai z worka. Zacisnęłam oczy i starając się o tym nie myśleć, podcięłam świni gardło. Było to dość brutalne, jasne, jak każde zabijanie, ale przecież trzeba jakoś przeżyć, nie?
Znalazłam w worku kawałek sznurka i związałam nim raciczki świni. W ten sposób łatwiej będzie ją nieść. Podniosłam ciężkie ciało i ruszyłam w drogę powrotną.
Nawet nie byłam świadoma tego, jak bardzo oddaliłam się od naszego niewielkiego obozowiska. Poruszanie się w koronach drzew było znacznie wygodniejsze i szybsze niż na ziemi, taszcząc przy tym obiad. Miałam tylko nadzieję, że Sasuke będzie na mnie czekał.
Powrót zajął mi prawie czterdzieści minut. Kiedy dotarłam na miejsce, Sasuke siedział już przy rozpalonym ognisku. Co mnie zdziwiło, nad płomieniami znajdował się jakiś garnek, w którym radośnie bulgotała woda. Po jej powierzchni pływały różne listki. Domyśliłam się, że postanowił przygotować nam coś do picia innego niż zwykła woda. Nie spodziewałam się tego po nim!
— Patrz, co znalazłam! — powiedziałam z dumą, rzucając obok niego wielkie cielsko świni. — Będzie co jeść!
— Długo cię nie było. — Nie skomentował mojej zdobyczy, ale podszedł do martwego zwierzęcia, by przyjrzeć mu się uważnie. — Dobra robota. Nie spodziewałbym się, że dasz sobie z nim radę.
— Chyba sobie kpisz! — odpowiedziałam. — Może i jestem dziewczyną i może daleko mi do bycia dużą, ale o jedzenie umiem się zatroszczyć! Lata w samotności mnie tego nauczyły.
Nic więcej mi nie odpowiedział, za to w milczeniu zabrał się za przyrządzanie mięsa. Widoczne postanowił, że skoro ja upolowałam i przytargałam to wielkie zwierzę, to on też musi pokazać, że coś umie. Typowy mężczyzna. Pewnie i tak tylko poporcjuje, a samo gotowanie zostawi mi.
Miałam jednak chwilę na odpoczynek, usiadłam więc przy ognisku i zajrzałam do garnuszka. Przyjrzałam się wszystkim listkom i kwiatkom, pływającym w wodzie i w myślach pochwaliłam kuzyna za wybór. Napar powinien dodać nam sił i wzmocnić nas przed dalszą podróżą.
Uśmiechnęłam się na myśl, jak wszystko idealnie się układa. Co prawda dopiero zaczęliśmy wspólną podróż, ale już było widać, że towarzystwo kogoś tej samej krwi ma na nas dobry wpływ. Ułożyłam się na trawie i spojrzałam w niebo, częściowo zasłonięte gałęziami drzew. Ciekawe jak długo to potrwa?
Nawet nie zauważyłam, że zasnęłam. Obudziło mnie mało delikatne szturchnięcie. Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą twarz Sasuke.
— Masz — powiedział, podając mi kawałek upieczonego już mięsa. Czyli jednak zrobił sam! Co za miła niespodzianka.
— Dzięki! Padam z głodu. — Odebrałam od niego posiłek, po czym wgryzłam się w soczystą dziczyznę. To był zdecydowanie najlepszy posiłek od kilku dni. No, może nie licząc pomidorów na śniadanie.
Najedliśmy się do syta, wypiliśmy napar i po krótkim odpoczynku po posiłku byliśmy gotowi do dalszej drogi. Uporządkowaliśmy miejsce naszego niewielkiego biwaku i zebraliśmy swoje rzeczy. Przyznam, że chętnie zostałabym w tamtym miejscu do następnego dnia, ale wiedziałam, że bezczynne siedzenie nie ma większego sensu. I wtedy przypomniałam sobie, co obiecał mi Sasuke!
— Hej! — zatrzymałam go, kiedy już miał ruszać w drogę. — Obiecałeś, że będziesz mnie trenował. Po posiłku.
— Cholera — mruknął. Najwidoczniej też o tym zapomniał. — Nie powinniśmy zatrzymywać się tu dłużej... Ale udowodniłaś, że coś umiesz. Zabijając tę świnię.
— Czyli co? Przed pójściem spać, mała walka? — zaproponowałam.
— Czemu nie — zgodził się i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się kącikiem ust, jakby sam nie wierzył w całą tę sytuację, po czym machnął na mnie ręką. — Chodź już dalej.
Bez zbędnego pośpiechu ruszyłam za nim.

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział trzeci

Dziękuję za komentarze, Anonimie. :*

Kiedy się obudziłam, zobaczyłam, że Sasuke też już nie śpi. Pomachałam mu tylko ręką, rano nie byłam zbyt towarzyską i kontaktową osobą. Zresztą, jak każdy Uchiha, mój kuzyn też tylko skinął mi głową w przywitaniu.
Przeciągnęłam się, ziewając cicho, po czym wykonałam kilka ćwiczeń rozgrzewających mięśnie. Po całej nocy spędzonej na niewygodnej, twardej ziemi, taka poranna rozgrzewka dobrze robiła na cały organizm. A do tego odpędzała resztki snu i już po chwili można było być gotowym do dalszej drogi. Ale najpierw śniadanie!
Przypomniałam sobie o pomidorach, które poprzedniego dnia ukradłam z targowiska. Na szczęście pamiętałam, żeby włożyć je w mój worek podróżny, dzięki czemu nie zgniotły się i nadawały się do jedzenia. Wyciągnęłam je i przetarłam koszulką, wydobywając z nich piękny blask.
Podniosłam wzrok na Sasuke i zobaczyłam jakim wygłodniałym wzrokiem wpatruje się w te piękne i pyszne warzywa. Czy też owoce. Uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam w jego stronę rękę z jednym pomidorem.
 — Masz  — powiedziałam. — Nic więcej nie mam, tyle musi ci wystarczyć.
— Dzięki — mruknął i wziął ode mnie pomidora. Powąchał go z przyjemnością, po czym wbił zęby w cienką skórkę.
Nie czekając ani chwili dłużej, poszłam w jego ślady i już po chwili spałaszowaliśmy całe śniadanie. Nie było go zbyt dużo, ale za to jakie dobre!
Po skończonym posiłku zebraliśmy swój niewielki dobytek i postanowiliśmy wyruszyć w dalszą drogę. W zasadzie to Sasuke ruszał, a ja się do niego dołączałam.
— Gdzie idziemy? — zapytałam.
— Przed siebie — wzruszył ramionami. — Nigdy nie wiesz, czy nie natrafisz na coś ciekawego.
Musiałam mu przyznać rację. Idąc bez pośpiechu, spokojnym tempem, zwracało się uwagę na wiele więcej rzeczy niż pędząc gdzieś bez chwili odpoczynku. 
— Wróciłaś kiedyś do Konohy? — zapytał nagle.
— Co? Do naszej wioski? — A więc tak się nazywała! — Nie, nigdy. Nie miałam po co.
— To nawet lepiej dla ciebie. Że się ujawniłaś już po tym, jak zabiłem Itachego.
Zamyśliłam się. Byłam naprawdę ciekawa czy żałował tego, co musiał zrobić. Czy gdyby raz jeszcze znalazł się w tamtej sytuacji, czy postąpiłby tak samo... Nie chciałam go jednak o to pytać, jeszcze nie teraz. Nie zdziwiłabym się, gdyby podejrzewał mnie o coś złego i zaakceptował moje towarzystwo, by mieć mnie stale na oku. Wczoraj o tym nie pomyślałam, ale teraz, kiedy spojrzałam na to na świeżo, byłoby to logiczne i zrozumiałe.
— Dlaczego tak myślisz? — To było bezpieczne pytanie.
— Bo inaczej byłabyś już martwa. Nie żeby mnie to specjalnie obchodziło... — A może jednak jakaś jego część cieszyła się z naszego spotkania? Na pewno! Przecież dzięki temu nie był jedynym żyjącym Uchihą!
— Jest to możliwe — burknęłam, uświadamiając sobie, że moje zdolności w walce były niczym przy latach ciężkich szkoleń, jakie odbywali moi kuzyni. Sasuke prawdopodobnie byłby w stanie pokonać mnie jednym palcem... — Będziesz mnie trenować? — wypaliłam nagle.
Mój kuzyn przystanął i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Jedną brew uniósł do góry, a ja miałam wrażenie, że zaraz parsknie śmiechem.
— A to niby dlaczego?
— Umiem się ukrywać. Jestem szybka. Znam się na roślinach i zwierzętach. Ale w walce... — wyjaśniałam. — W walce już tak dobrze mi nie idzie. Przez te kilkanaście lat nie miałam wielu okazji do bezpośredniego starcia z innym ninja, a samodzielny trening na dłuższą metę też nie jest wystarczający. A jeśli mamy podróżować razem, to dobrze by było, żebym też umiała odpowiednio zatroszczyć się o swój tyłek.
— Masz rację — odpowiedział i wznowił marsz. — Nie mam ochoty na ratowanie cię za każdym razem. W południe, zrobimy przerwę na posiłek i wtedy zobaczymy na co cię stać.
— Dzięki! — wykrzyknęłam, dorównując mu kroku. Miałam coraz większe szanse na zostanie prawdziwym Uchihą!

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział drugi

 — Kim jesteś? — warknął, przyciskając mocniej kunai do mojej szyi. Miałam wrażenie, że jeszcze trochę i przetnie mi skórę.
 — Jetem Orava. Uchiha Orava — odpowiedziałam ze spokojem. Spojrzałam w jego oczy, prosto w Mangekyou Sharingan. Cholera. Chyba, przez moją władną głupotę, wpadłam w kłopoty.
— Nie kłam, nie możesz być Uchi... — Zamilkł, kiedy aktywowałam swój Sharingan. Ha, tego na pewno się nie spodziewał!
Powoli i raczej niechętnie puścił mnie, odsuwając się nieznacznie. Widać, że mimo wszystko chciał mnie mieć pod kontrolą.
— Zapytam raz jeszcze. KIM jesteś? — Przyglądał mi się uważnie, śledząc każdy mój ruch.
— Uchiha Orava, jak już mówiłam. Jestem twoją kuzynką, dość daleką co prawda, ale dalej kuzynką. — Przesunęłam dłonią po gardle, chcąc upewnić się, że ostrze nie zostawiło na nim żadnych śladów.
— Nie, nie jesteś — odpowiedział, zaciskając dłoń na broni. — Itachi wszystkich wymordował.
— Ale nie mnie. Nie było mnie wtedy we wiosce i twój brat chyba po prostu o mnie zapomniał. Umiem się dobrze ukrywać.
— Nie wierzę ci. Jak to możliwe, że przez tyle lat nic o tobie nie słyszałem? — Czy on był debilem? Przecież powiedziałam mu prawdę, której nie da się podważyć! Zawsze wydawało mi się, że Sasuke był choć trochę inteligentny, a w tej chwili nie popisał się mądrością.
— Głuchy jesteś? — odwarknęłam. — Przecież powiedziałam, że UMIEM SIĘ DOBRZE UKRYWAĆ. — Dobitnie wypowiadałam każde słowo, mając nadzieję, że w ten sposób do niego dotrze.
Skrzywił się. Widocznie nie lubił być brany za idiotę.
— Słyszałem, ale i tak... to nie może być prawda. — Wbił we mnie wzrok, uważnie analizując każdy fragment mnie. W końcu zatrzymał się na oczach, które ciągle były czerwone. — Dobra, chcę wiedzieć wszystko, całą twoja historię. Oraz czego ode mnie chcesz.
Westchnęłam ciężko i, nie mając innego wyjścia, opowiedziałam mu co chciał. Jak miałam w zwyczaju uciekać do lasu, jeszcze będąc w naszej wiosce. Jak któregoś dnia wróciłam, a wszyscy byli martwi i tylko on jeden siedział i wypłakiwał oczy. Jak wróciłam między drzewa i rozpoczęłam swoje nowe życie. Jak potem dojrzałam do tego, żeby go odnaleźć i na powrót złączyć się z rodziną.
— Więc tak, nie chcę od ciebie nic poza wspólnym... kręceniem się tu i tam. Jesteśmy rodziną i to jedynymi żyjącymi Uchiha. Powinniśmy trzymać się razem, nie? — zakończyłam swój monolog.
— Nie chcesz chyba... — przyglądał mi się sceptycznie — przedłużać ze mną naszego rodu? — W jego głosie można było usłyszeć ledwo wyczuwalną nutę niepewności. A nawet paniki.
— No co ty! — zaprzeczyłam. Spróbowałam to sobie wyobrazić i... Nie. Nie ma mowy, że miałabym z nim... To przecież mój kuzyn! Jasne, dobrze wiedziałam, że Uchiha bardzo często wiązali się między sobą, a my nie byliśmy bardzo blisko spokrewnieni. Ja jednak byłam całkowicie przeciwna współżyciu z kimś z twojego własnego klanu. — Z tobą? Ugh. Nie. — Widziałam, jak oddycha z ulgą. — Jeśli bardzo chcesz, to znajdź sobie jakąś laskę.
— Jestem gejem — wyznał nagle. Zupełnie nie spodziewałam się, że może powiedzieć mi coś takiego. Znaliśmy się raptem piętnaście minut! Widocznie Uchiha przy Uchisze opuszcza swoje obwarowania i mówi to, co naprawdę myśli i czuje. Do tego byliśmy w lesie, sami... Cóż, nie miałam zamiaru narzekać na to, że już nawiązuje się między nami nić zaufania. Jeśli mieliśmy ruszyć w dalszą drogę razem, to było to jak najbardziej pożądane!
— Oh. Jasne. Eeeej. — Nagle coś do mnie dotarło. — Czy ty i ten blondas z naszej wioski... Wiesz, ten z którym walczyłeś podczas wojny. Czy wy coś... teges?
— Nie — prychnął. Odwrócił jednak wzrok i patrzył przed siebie, wyraźnie pogrążony w swoich myślach, a może... wspomnieniach?
— Ale chciałbyś? — drążyłam dalej. To przecież było widać!
Nie odpowiedział mi. Burknął tylko coś pod nosem i odwrócił się w stronę ognia. Czyli miałam rację! Postanowiłam jednak nie naciskać na niego, przynajmniej nie teraz. Potem, jak już się lepiej poznamy, na pewno nie odpuszczę.
— Jak chcesz ze mną zostać, to musimy ustalić kilka zasad — poinformował, dłubiąc patykiem w ogniu. — Po pierwsze, lubię trzymać się z daleka od innych ludzi i tak ma zostać. Wydaje mi się jednak, że z tym nie będzie problemu. — Kiwnęłam głową na potwierdzenie. — Po drugie. robię to, co chcę i nikt mnie do niczego nie zmusza. Liczę, że to uszanujesz. W zamian możesz liczyć na to samo. — Kolejne potaknięcie. — Po trzecie, nie mieszaj się w moje sprawy, a ja nie będę w twoje. I po czwarte, dzielimy się przygotowywaniem posiłków: co drugi dzień gotujesz ty. Wszystko jasne?
— Tak jest! — wykrzyknęłam radośnie. — To może zrobię coś teraz? Jeszcze nie jadłam kolacji, mogę szybko coś upolować.
Zgodził się, więc z uśmiechem na twarzy wskoczyłam między drzewa w poszukiwaniu zwierzyny.
Poszło mi całkiem dobrze, przekonanie Sasuke do podjęcia wspólnej drogi. Może był tak samo stęskniony za towarzystwem kogoś tej samej krwi, co ja? Nikt nie mógł nam zastąpić obecności innych Uchihów. Tylko my mogliśmy zrozumieć i w pełni zaakceptować siebie nawzajem.
Kiedy wróciłam, Sasuke ciągle wpatrywał się w strzelający iskrami ogień. Szybko oprawiłam dwa króliki i wrzuciłam nad płomienie, by się upiekły. Po posiłku, który umililiśmy sobie krótką pogawędką o tym, czym ostatnio się zajmowaliśmy i jakie mamy dalsze plany, ułożyliśmy się do snu. Na tyle blisko siebie, by w razie czego się ochronić, ale jednak wystarczająco daleko, by nie doszło do żadnego przypadkowego kontaktu fizycznego. Oboje nie czuliśmy się komfortowo, jeśli chodzi o dotykanie się (przynajmniej w stosunku do niemal obcych sobie ludzi).
Zasnęłam szybko, czując, że osiągnęłam swój pierwszy cel. Oby dalej szło równie łatwo!

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział pierwszy

To był jeden z tych nielicznych dni, kiedy musiałam pokazać się wśród ludzi. Od ponad dwóch tygodni nie wyściubiałam nosa spoza gałęzi, a musiałam w końcu dowiedzieć się czy zmierzam w dobrym kierunku. Szukanie kogoś, kto błąka się po świecie bez stałego miejsca zamieszkania jest niezwykle trudne. Szczęście, że nawet nie wiedział o moim istnieniu i nie ukrywał się jakoś specjalnie, a przynajmniej nie przede mną.
Nigdy nawet nie skupiałam się na tym, jakie wioski odwiedzam, ani kim są ludzie, którzy w nich mieszkają. Dopóki nie robili mi problemów, było mi absolutnie wszystko jedno.
Postanowiłam skorzystać z okazji i wybrać się na targ — zawsze miło było urozmaicić sobie dietę, o produkty, których nie można było znaleźć w lesie. Kręciłam się między straganami, oglądając najróżniejsze warzywa i owoce, od czasu do czasu korzystając z nieuwagi sprzedawców i wsuwając pojedyncze sztuki do kieszeni. Ludzie mogą być naprawdę naiwnymi idiotami.
Rozkoszowałam się właśnie zapachem dorodnego pomidora, kiedy do moich uszu dobiegło znajome nazwisko.
— Chodzą słuchy, że Uchiha kręci się w okolicy naszej wioski — mówił jakiś starszy mężczyzna. Domyśliłam się, że chodzi mu o mojego kuzyna, w końcu nikt nie wiedział o moim istnieniu.
— Słyszałem, że po wojnie uspokoił się nieco — odpowiedział drugi, nieco młodszy od pierwszego. — Podróżuje sam i już nie szuka zemsty. Chociaż nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy...
— A prawda, prawda... — Pokiwał głową staruszek, po czym obaj odeszli od straganu.
To była moja szansa! Najlepsza, a być może i jedyna, okazja by w końcu spotkać kuzyna!
Czym prędzej wsunęłam do długiego rękawa dwa duże pomidory i spokojnym krokiem oddaliłam się z targu. Pierwsza zasada złodzieja — nie uciekaj z miejsca rabunku, choćby się waliło i paliło.
Dopiero kiedy znalazłam się w odpowiedniej odległości, puściłam się biegiem przed siebie. Jako że wychowałam się sama i z dala od innych ninja, moja kontrola nad chakrą nie była na mistrzowskim poziomie. Udało mi się opanować kilka podstawowych technik oraz obudzić Sharingana, ale poza tym, bardzo odstawałam od innych shinobi. Zdawałam się głównie na instynkt i to mnie ratowało w wielu sytuacjach. Czasem czułam się jak pół-człowiek pół-zwierzę.
Skupiłam się na otoczeniu, próbując odnaleźć ślad chakry, która mogłaby wydawać mi się znajoma. W końcu kiedyś go spotkałam, prawda? A do tego byliśmy spokrewnieni, więc coś musiało łączyć nasze chakry.
Jednak pomimo moich usilnych starań nie wyczułam żadnej obecności. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o tym, że najlepsi ninja potrafili doskonale ukryć swoją chakrę. Mi to przychodziło już naturalnie — życie w lesie i unikanie dzikich zwierząt ma swoje plusy. Pewnie dlatego w pierwszej chwili nie przyszło mi do głowy, że Sasuke też mógł tak zrobić.
Wskoczyłam na drzewo, uznając, że prędzej dostrzegę coś z tej wysokości niż z ziemi. Szukałam jakiegokolwiek śladu obecności człowieka. Przeskoczyłam na kilka kolejnych gałęzi, aż w końcu postanowiłam usiąść w jednym miejscu i czekać. Noce w tej okolicy były całkiem chłodne, Sasuke musiał rozpalić ognisko, jeśli nie chciał zamarznąć. A Uchiha nie cierpią chłodu, to jedna z tych kilku rzeczy, które zapamiętałam z dzieciństwa o naszym klanie.
Godziny mijały, a słońce chyliło się ku zachodowi. To był mój czas. Zwiększyłam czujność, wspięłam się na czubek drzewa i zaczęłam rozglądać po okolicy.
— Jest! — wykrzyknęłam do siebie kilkadziesiąt minut później, kiedy dostrzegłam niewielką wstęgę dymu pnącą się w górę.
Zeszłam kilka gałęzi w dół i z niesamowitą prędkością pognałam przed siebie. Serce waliło mi mocno z podekscytowania oraz niewielkiego niepokoju. A co jeśli to nie był on? Co jeśli był to zwykły wędrowiec, który nie miał nic wspólnego z Uchihami? Musiałam to jednak sprawdzić, żeby się dowiedzieć. W myślach błagałam wszystkich bogów oraz bóstwa, by to jednak był on, mój kuzyn, jedyny pozostały przy życiu Uchiha, nie licząc mnie.
Zwolniłam, kiedy poczułam zapach palonego drewna. To był znak, że jestem już blisko. Pokonałam jeszcze kilka metrów, aż w końcu znalazłam się na skraju niewielkiej polany. A tam, pod jednym z drzew, siedział mężczyzna. Czarne nieco dłuższe włosy i blada cera. Liczne warstwy materiału, które miał na sobie skutecznie zakrywały jego ciało, ale mimo to dało się dostrzec, że nie ma on lewej ręki. Byłam pewna, że gdyby tylko otworzył oczy, to dostrzegłabym głęboką czerń tęczówek. Dokładnie taką jak u mnie.
Nie było wątpliwości, to był Sasuke Uchiha, mój kuzyn.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zbliżyłam się do niego. Nawet się nie ruszył, ale to w końcu nic dziwnego, ukrywanie się opanowałam do perfekcji, a do tego dalej znajdowałam się na drzewie.
Spięłam mięśnie i skoczyłam.
Wylądowałam tuż obok niego, niezwykle cicho.
— Ha! — wykrzyknęłam, wybudzając go z jego drzemki. — Znalazłam cię!
W następnej chwili leżałam na ziemi, a jego ciało dociskało mnie do ziemi, nie dając szans na ucieczkę. Na szyi czułam zimne ostrze kunaia. Ups?

Prolog

Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się nad swoją przeszłością. Pamiętam, że za dzieciaka mieszkałam w jakiejś wiosce, miałam rodzinę, nawet całkiem liczną, przyjaciół... Wszystko zmieniło się, kiedy jeden z moich dalekich kuzynów postanowił wymordować cały nasz klan. Oszczędził tylko swojego młodszego braciszka, Sasuke, i, o czym oczywiście nie wiedział, mnie. Nigdy nie rzucałam się w oczy, a do tego potrafiłam się dobrze ukrywać — wszystko dzięki moim raczej niewielkim rozmiarom — tak więc nic dziwnego, że Itachi całkiem zapomniał o mnie, kiedy mordował naszych krewnych. Prawdopodobnie pomogło mi też to, że tamtej nocy nawet nie było mnie w wiosce. Uwielbiałam uciekać rodzicom z domu i, kiedy tylko pogoda sprzyjała, zaszywać się w lesie na długie godziny. I tak też było wtedy.
Kiedy wróciłam do naszej dzielnicy, moim oczom ukazała się prawdziwa masakra: pełno krwi i martwych ciał. Itachiego już dawno nie było, za to jego brat siedział na ziemi i wypłakiwał sobie oczy. Był rok starszy ode mnie, a mazał się jak niemowlę.
Muszę jednak przyznać, że sama też się przeraziłam. W końcu nagle, z dnia na dzień, straciłam całą swoją rodzinę! Zrobiłam więc to, co wtedy wydawało mi się najbardziej logiczne i najbezpieczniejsze — uciekłam z powrotem do lasu.
Nigdy więcej nie wróciłam do wioski. Wśród drzew było mi lepiej. Miałam jedzenie, picie i schronienie, sama radziłam sobie doskonale. Od czasu do czasu odwiedzałam inne miasteczka, co pomogło mi być na bieżąco z tym, co działo się na świecie. Dzięki temu również całkiem nie zdziczałam, chociaż przyznam, że utrzymanie kontaktu z innymi ludźmi nie było moją mocną stroną. Wolałam ich unikać zawsze, kiedy to było możliwe.
Teraz jestem już dorosła, dzisiaj kończę osiemnaście lat. Dojrzałam do tego, żeby na powrót zjednać się z moją rodziną, być tak jak oni. Wiem też, że mój kuzyn, tak, ten mazgaj Sasuke, błąka się gdzieś po świecie bez większego (przynajmniej tak mi się wydaje) celu. Mam zamiar go odszukać. W końcu rodzina powinna trzymać się razem, prawda?
Ah, tak! Powinnam się jeszcze przedstawić. Jestem Orava i zamierzam zostać prawdziwym Uchihą!